„Świat jest teatrem, aktorami
ludzie,
Którzy kolejno wchodzą i
znikają.”
William Szekspir
W nocy z piątku na sobotę spałam u mojej
przyjaciółki Melody. Mel niedawno otworzyłam swój salony fryzjerski, który robi
nie małą furorę.
Melody Lukas jest średniego wzrostu szatynką
o orzechowych oczach. Sobotę rano, gdy
Melody zajmowała się pierwszą klientką, ja powoli odpływałam na kanapie.
- Charlie! – Poczułam jak ktoś potrząsa mnie
za ramię. Otworzyłam oczy i się szybko rozejrzałam.
- Co się stało? – Mruknęłam. Spojrzałam na
Steve’a, który klęknął przede mną.
- Zasnęłaś. – W jego głosie wyczułam troskę,
traktował mnie czasami jak swoją malutką siostrzyczkę.
- Znowu… - byłam zrezygnowana. W ciągu
ostatniego miesiąca zasnęłam 10 razy w dziwnych miejscach, z czego 3 razy w tym
tygodniu. A nie chciało mi się spać tuż przed zaśnięciem. To było jakby film mi
się urywał, byłam zupełnie gdzie indziej.
- Może odpuścisz sobie próbę?
- Nie! – Wybuchłam. – Dam radę. – Dodałam
spokojnie. – Która godzina?
- Masz jeszcze 30 minut. Zawiozę cię. – Uśmiechnął
się do mnie.
* * *
Wieczorem zgodnie z wszystkimi zapowiedziami
nadeszła premiera Makbeta.
Tony i Pepper uspokajali moją tremę mówiąc,
że dam radę, jestem najlepsza, ale sens ich słów powoli przestawał do mnie
docierać. Steve przytulił mnie i z krzepiącym uśmiechem powiedział, abym była
odważna. Byłam im wdzięczna za wsparcie.
Cała trema znikła, gdy wyszłam na scenę.
Ludzie w skupieniu parzyli na wszystko, co się działo na scenie. Widząc Johna,
który wczuł się w Makbeta nie miałam problemów, aby być Ledy Makbet.
Cieszyłam się niezmiernie, ze nam wszystko
wyszło. Bez pomyłki. To było cudowne. Ogarniałam wzrokiem ludzi, którzy stali i
klaskali. Niektórzy wręcz wiwatowali. Byłam szczęśliwa. Złapałam za ręce Johna
i Marcela, który grał Malcolma. Ukłoniliśmy się.
Czułam na sobie wiele spojrzeń, lecz jedno
przyciągało mnie aż za bardzo.
Spojrzałam na balkon nad widownią
wytrzymywałam spojrzenie tych zielonych oczu.
Wysoki mężczyzna o czarnych włosach stał i
klaskał. Nikomu nie wydawał się podejrzany, bo nie mógł. Miał na sobie czarny
idealnie skrojony garnitur ze sceny dostrzegałam jego ciemnozieloną muszkę.
Loki uśmiechnął się powoli w uznaniem.
Skąd on się tu wziął? Powinien być zamknięty?
Uciekł?
- Wszystko gra? – Głos Johna dochodził z
daleka. – Charlie?
- Co? Tak wszystko w porządku. – Skłamałam.
Gdy powtórnie spojrzałam na balkon Lokiego
nie było. Przewidział mi się?
Siedzi zamknięty w siedzibie TARCZY. Uspokajałam
sama siebie, ale jakaś część mnie mówiła, że się wydostał. Przyznaj chciałabyś tego… przeszło mi przez myśl.
Spojrzałam na Tony’ego był tak dumny. Steve z
uśmiechem uniósł dwa kciuki do góry.
Zeszliśmy ze sceny, bo dyrektor chciał cos
jeszcze powiedzieć.
- Charlie, jesteś pewna, że wszystko w porządku?
Jesteś blada… - John z troska spojrzał na mnie.
- Tak czuję się świetnie. Idę się
przewietrzyć. – Wyszłam zanim zdążył zaproponować, że mi po towarzyszy.
Postanowiłam wyjść przez sale do prób na
tyłu. Weszłam tam bez problemów. Było to duże wszechstronne pomieszczenie
oświetlone jedynie przez nikłe światło latarni, które wpadało przez
niezasłonięte tuż przy 5 metrowym suficie, okno. Moje kroki niosły się
wielokrotnym echem. Dotarłam do drzwi wyjściowych i szarpnęłam klamkę. Nie
ustąpiły. Spróbowałam ponownie. Nic.
Wstrzymałam oddech. Miałam wrażenie, że nie
jestem tu sama.
- Nie szarp się z tymi drzwiami. – Ten głos
poznam wszędzie. Chociaż słyszałam go tylko raz. Loki.
- Zamknąłem je. – Odezwał się z lewej strony.
- I te, którymi weszłaś też. – Tym razem
Lokiego było słychać z prawej strony.
Oparłam się o ścianę, zamknęłam oczy,
starałam się uspokoić mój szaleńczy oddech. Serce łomotało mi w klatce
piersiowej.
- Witaj Charlotte. – Wciągnęłam z sykiem powietrze,
gdy usłyszałam głos Lokiego tuż przede mną. Przypatrywałam się mu przez chwilę.
- Witaj hologramie Lokiego. – Powiedziałam
bez strachu. Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie a potem uśmiech podziwu. I
rozpłynął się.
- Mówiłem ci, Charlotte, - Loki wyszedł z
cienia do oświetlonego miejsca przede mnie. – że jeszcze się spotkamy. – Wiedziałam,
że to prawdziwy Loki.
Stałam nieruchomo wpatrując się w Lokiego.
- Zastanawia mnie, czemu jeszcze nie
próbowałaś uciekać. – Loki przeszywał mnie wzrokiem.
- Bo ktoś mi powiedział, że jeśli raz się
ucieknie już zawsze będzie się uciekać.
Uśmiechnął się z powalającą lekkością. Stanął
w odległości 5 centymetrów ode mnie. Ścisnęło mnie w dołku.
- A więc zapraszam ze mną Charlotte. – Otworzył
drzwi i stanął oczekująco.
- Dlaczego myślisz, że gdzieś z tobą pójdę?
Tony mówił, że hipnotyzowałeś ludzi, aby cię słuchali. – Stwierdziłam.
Zaczepił drzwi o nóżkę, aby byłe cały czas otwarte.
Loki nachylił się nad moim lewym uchem.
Czułam jego oddech na szyi.
- Czy tego chcesz czy nie – jego głos
sprawił, że przeszły mnie ciarki. – jesteś moja. Należysz do mnie odkąd
pierwszy raz się spotkaliśmy. Rozumiesz to? Nie muszę cię hipnotyzować i tak za
mną pójdziesz.
Wyszedł, zostawiając mnie samą w sali. Miał
racje byłam zbyt ciekawska, aby za nim nie pójść. I nawet mój wewnętrzny upór
ustąpił i już po chwili szłam wdychając wieczorne powietrze, szłam w stronę
białego jaguara. Loki stał trzymając otwarte drzwiczki. Zamknął je ze mną i
sprawdzałam nie dało się ich otworzyć. Po chwili jechaliśmy przez miasto z
zabójczą prędkością a ja zastanawiałam się, w co ja się wpakowałam…
______________
A więc jest trzeci :3
Przepraszam za wszystkie błędy.
Wesołych Świąt :D
Do napisania
CH
CZYTAJ = SKOMENTUJ