niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział Trzeci

„Świat jest teatrem, aktorami ludzie,
Którzy kolejno wchodzą i znikają.”
William Szekspir

W nocy z piątku na sobotę spałam u mojej przyjaciółki Melody. Mel niedawno otworzyłam swój salony fryzjerski, który robi nie małą furorę.
Melody Lukas jest średniego wzrostu szatynką o orzechowych oczach.  Sobotę rano, gdy Melody zajmowała się pierwszą klientką, ja powoli odpływałam na kanapie.
- Charlie! – Poczułam jak ktoś potrząsa mnie za ramię. Otworzyłam oczy i się szybko rozejrzałam.
- Co się stało? – Mruknęłam. Spojrzałam na Steve’a, który klęknął przede mną.
- Zasnęłaś. – W jego głosie wyczułam troskę, traktował mnie czasami jak swoją malutką siostrzyczkę.
- Znowu… - byłam zrezygnowana. W ciągu ostatniego miesiąca zasnęłam 10 razy w dziwnych miejscach, z czego 3 razy w tym tygodniu. A nie chciało mi się spać tuż przed zaśnięciem. To było jakby film mi się urywał, byłam zupełnie gdzie indziej.
- Może odpuścisz sobie próbę?
- Nie! – Wybuchłam. – Dam radę. – Dodałam spokojnie. – Która godzina?
- Masz jeszcze 30 minut. Zawiozę cię. – Uśmiechnął się do mnie.


* * *


Wieczorem zgodnie z wszystkimi zapowiedziami nadeszła premiera Makbeta.
Tony i Pepper uspokajali moją tremę mówiąc, że dam radę, jestem najlepsza, ale sens ich słów powoli przestawał do mnie docierać. Steve przytulił mnie i z krzepiącym uśmiechem powiedział, abym była odważna. Byłam im wdzięczna za wsparcie.

Cała trema znikła, gdy wyszłam na scenę. Ludzie w skupieniu parzyli na wszystko, co się działo na scenie. Widząc Johna, który wczuł się w Makbeta nie miałam problemów, aby być Ledy Makbet.

Cieszyłam się niezmiernie, ze nam wszystko wyszło. Bez pomyłki. To było cudowne. Ogarniałam wzrokiem ludzi, którzy stali i klaskali. Niektórzy wręcz wiwatowali. Byłam szczęśliwa. Złapałam za ręce Johna i Marcela, który grał Malcolma. Ukłoniliśmy się.
Czułam na sobie wiele spojrzeń, lecz jedno przyciągało mnie aż za bardzo.
Spojrzałam na balkon nad widownią wytrzymywałam spojrzenie tych zielonych oczu.
Wysoki mężczyzna o czarnych włosach stał i klaskał. Nikomu nie wydawał się podejrzany, bo nie mógł. Miał na sobie czarny idealnie skrojony garnitur ze sceny dostrzegałam jego ciemnozieloną muszkę.
Loki uśmiechnął się powoli w uznaniem.
Skąd on się tu wziął? Powinien być zamknięty? Uciekł?
- Wszystko gra? – Głos Johna dochodził z daleka. – Charlie?
- Co? Tak wszystko w porządku. – Skłamałam.
Gdy powtórnie spojrzałam na balkon Lokiego nie było. Przewidział mi się?
Siedzi zamknięty w siedzibie TARCZY. Uspokajałam sama siebie, ale jakaś część mnie mówiła, że się wydostał. Przyznaj chciałabyś tego… przeszło mi przez myśl.
Spojrzałam na Tony’ego był tak dumny. Steve z uśmiechem uniósł dwa kciuki do góry.

Zeszliśmy ze sceny, bo dyrektor chciał cos jeszcze powiedzieć.
- Charlie, jesteś pewna, że wszystko w porządku? Jesteś blada… - John z troska spojrzał na mnie.
- Tak czuję się świetnie. Idę się przewietrzyć. – Wyszłam zanim zdążył zaproponować, że mi po towarzyszy.

Postanowiłam wyjść przez sale do prób na tyłu. Weszłam tam bez problemów. Było to duże wszechstronne pomieszczenie oświetlone jedynie przez nikłe światło latarni, które wpadało przez niezasłonięte tuż przy 5 metrowym suficie, okno. Moje kroki niosły się wielokrotnym echem. Dotarłam do drzwi wyjściowych i szarpnęłam klamkę. Nie ustąpiły. Spróbowałam ponownie. Nic.
Wstrzymałam oddech. Miałam wrażenie, że nie jestem tu sama.
- Nie szarp się z tymi drzwiami. – Ten głos poznam wszędzie. Chociaż słyszałam go tylko raz. Loki.
- Zamknąłem je. – Odezwał się z lewej strony.
- I te, którymi weszłaś też. – Tym razem Lokiego było słychać z prawej strony.
Oparłam się o ścianę, zamknęłam oczy, starałam się uspokoić mój szaleńczy oddech. Serce łomotało mi w klatce piersiowej.
- Witaj Charlotte. – Wciągnęłam z sykiem powietrze, gdy usłyszałam głos Lokiego tuż przede mną. Przypatrywałam się mu przez chwilę.
- Witaj hologramie Lokiego. – Powiedziałam bez strachu. Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie a potem uśmiech podziwu. I rozpłynął się.
- Mówiłem ci, Charlotte, - Loki wyszedł z cienia do oświetlonego miejsca przede mnie. – że jeszcze się spotkamy. – Wiedziałam, że to prawdziwy Loki.
Stałam nieruchomo wpatrując się w Lokiego.
- Zastanawia mnie, czemu jeszcze nie próbowałaś uciekać. – Loki przeszywał mnie wzrokiem.
- Bo ktoś mi powiedział, że jeśli raz się ucieknie już zawsze będzie się uciekać.
Uśmiechnął się z powalającą lekkością. Stanął w odległości 5 centymetrów ode mnie. Ścisnęło mnie w dołku.
- A więc zapraszam ze mną Charlotte. – Otworzył drzwi i stanął oczekująco.
- Dlaczego myślisz, że gdzieś z tobą pójdę? Tony mówił, że hipnotyzowałeś ludzi, aby cię słuchali. – Stwierdziłam.
Zaczepił drzwi o nóżkę, aby byłe cały czas otwarte.
Loki nachylił się nad moim lewym uchem. Czułam jego oddech na szyi.
- Czy tego chcesz czy nie – jego głos sprawił, że przeszły mnie ciarki. – jesteś moja. Należysz do mnie odkąd pierwszy raz się spotkaliśmy. Rozumiesz to? Nie muszę cię hipnotyzować i tak za mną pójdziesz.

Wyszedł, zostawiając mnie samą w sali. Miał racje byłam zbyt ciekawska, aby za nim nie pójść. I nawet mój wewnętrzny upór ustąpił i już po chwili szłam wdychając wieczorne powietrze, szłam w stronę białego jaguara. Loki stał trzymając otwarte drzwiczki. Zamknął je ze mną i sprawdzałam nie dało się ich otworzyć. Po chwili jechaliśmy przez miasto z zabójczą prędkością a ja zastanawiałam się, w co ja się wpakowałam…
______________
A więc jest trzeci :3
Przepraszam za wszystkie błędy.
Wesołych Świąt :D
Do napisania
CH

CZYTAJ = SKOMENTUJ